niedziela, 15 grudnia 2024r.

Zaczęło się od roweru

Autor: |

Jego prace publikowane były między innymi w magazynach „Poznaj Świat” i „Foto Kurier”, był laureatem konkursu fotograficzno-filmowego „Cztery pory roku w lubelskich parkach krajobrazowych”, z którego powstał album. Został także wyróżniony w konkursie polskiej edycji „National Geographic”. Rozmawiamy dzisiaj z Marcinem Najdziońskim.

–  Skąd się wziął pomysł na fotografowanie?

–  Wszystko zaczęło się od roweru. Zwiedzając okolice, często trafiałem na miejsca, które mnie urzekały i żałowałem, że nie mogę tego widoku zabrać ze sobą do domu. Kupiłem więc aparat, początkowo był to najtańszy kompakt, którym mogłem uchwycić te obrazki. A potem wciągało mnie to coraz bardziej i bardziej, a wycieczki stały się wyprawami po zdjęcie.

–  Jak widzę na fotografii piękny zachód słońca, to myślę: to znak firmowy Marcina Najdziońskiego.

–  Planując plener krajobrazowy, najczęściej wybieram wschód lub zachód słońca o tak zwanej „złotej godzinie”, ale oczywiście szukam też innych planów i fotografuję w każdej porze dnia. Moje ulubione miejsca do krajobrazowej fotografii to Nadwieprzański Park Krajobrazowy i Krzczonowski Park Krajobrazowy, ale zdarza mi się fotografować w innych rejonach, np. w parkach Poleskim, Bieszczadzkim, Karkonoskim czy Tatrzańskim. Fotografowałem w Norwegii i Iranie. Kolega namówił mnie do wzięcia udziału w konkursie filmowo-fotograficznym na temat lubelskich parków krajobrazowych i moje zdjęcie dostało wyróżnienie, natomiast, ku memu zaskoczeniu, film „Łysołaje” uzyskał pierwszą nagrodę.

–  Patrzę na fantastyczną fotografię ciemnej burzowej chmury w kontraście z polnymi kwiatami. Jak ją wykonałeś?

–  Wtedy tak przemokłem, że z butów wodę wylewałem. Czekałem do ostatniej chwili, aż zbliży się ta granatowa chmura. Gdybym zrobił zdjęcie ze statywu lub stojąc, byłby to tylko sympatyczny widoczek. Postanowiłem więc ująć to inaczej, bardziej z perspektywy tych rumianków, więc zdjęcie zrobiłem praktycznie leżąc.

–  Jaki sprzęt zabierasz na fotograficzne polowanie?

–  Na plener czy wyprawę fotograficzną często zabieram ze sobą ok. 12 kg sprzętu: dwa aparaty, kilka obiektywów, w tym duży zoom, filtry, porządny statyw z głowicą, płyn do czyszczenia optyki, pakiet zapasowych baterii itd. Szczególnie chodząc po górach to naprawdę bywa ciężko. A można się też natknąć na różne zwierzęta, których zdjęć nie robię dużo, bo jednak wolę się przemieszczać, niż czekać godzinami, aż się coś pojawi przed obiektywem. Czasem te spotkania robią duże wrażenie. Zdarzyło się, że spotkałem gromadę łosi, ale trafił się także młody daniel. Kiedyś robiłem zdjęcia pająków, moich ulubionych skakunów, a w pewnym momencie za moimi plecami pojawiła się locha z młodymi dzikami, szybko przestawiłem więc aparat w tryb filmowania i nie ruszając się z miejsca filmowałem je z odległości ok. 10 m. Z kolei nad Wieprzem prawie wszedłem na legowisko w trzcinach i locha ruszyła w moim kierunku. Spędziłem wtedy ponad godzinę na drzewie, aż zdecydowała się odejść.

–  Gdybyśmy się pokusili o określenie ile w dobrej fotografii jest pomysłu autora, ile zależy od sprzętu, a ile późniejszej obróbki ?

–  To wszystko różnie się układa, w różnych proporcjach, ale najważniejsza jest wyobraźnia i dostrzeganie tego, na co nie każdy zwraca uwagę. Chodzi o własną indywidualną wrażliwość, za którą powinno się pójść. Bez tego można co najwyżej doskonale kopiować innych. Kiedy pozna się podstawowe zasady fotografowania i możliwości sprzętu, wtedy można, ale podkreślam, że świadomie i celowo, te normy łamać. Żeby przekroczyć schemat i zwrócić uwagę. A więc na początku jest wyobraźnia, później doświadczenie i wiedza, która pozwala użyć istniejących technik i narzędzi, następnie ważny jest przyzwoity sprzęt, który pozwoli zrobić to, co sobie zaplanowałem i na koniec istotna jest obróbka, taka powiedzmy „kosmetyka”, która doprecyzuje lub uwydatni mój zamysł. Sprzęt jest ważny, ale pod warunkiem, że wiesz jak go użyć. Świadoma fotografia zaczyna się wtedy, kiedy przed naciśnięciem migawki wiem, co chcę pokazać.

–  To jak wyglądała Twoja ewolucja sprzętowa?

–  Na początku był to kompakt automat HP 720 oraz Fuji S5000, później kolejno lustrzanki: Canon Rebel, Canon 40D i Canon 5D. Ten ostatni to już profesjonalny aparat pełnoklatkowy, chociaż zauważam, że najnowsze bezlusterkowce oferują również ogromne możliwości. Zwykle jest tak, że wykorzystuję właściwości aparatu do końca, a kiedy widzę, że moje potrzeby dochodzą do punktu, gdzie sprzęt mnie ogranicza, zaczynam myśleć o zmianie.

–  Ale krajobraz to nie jedyny rodzaj fotografii jakim się zajmujesz?

–  Zajmuję się też makrofotografią. Do takich zdjęć używam właśnie starszego modelu, czyli Canona 40D, ma mniejszą matrycę, bo APSc, ale dzięki temu pozwala mi uzyskać większą głębię ostrości niż przy pełnej matrycy. Fotografując owady, często znajdowałem jakiegoś ciekawego robaczka, robiłem zdjęcie, a potem patrząc na fotografię szukałem informacji, co to jest. I dowiadywałem się, że to kowal bezskrzydły, a to wojsiłka, a to dyląż garbarz. To poszerza moją wiedzę. Robię też zdjęcia śnieżynek. W styczniu tego roku była odpowiednia pogoda, minus 8 stopni, czyli bardzo dobre warunki do tworzenia się kryształów. Nie jest to łatwe fotografowanie, bo czasem siedzę po trzy godziny na balkonie, próbując złapać śnieżynkę z idealną strukturą, która ani w powietrzu, ani na szybce się nie zdeformowała. Trzeba być odpowiednio ubranym, bo palce potrafią tak zmarznąć, że nie można wcisnąć migawki w aparacie. A jak już złapię odpowiednią śnieżynkę, to trzeba się śpieszyć, delikatnie przesunąć pędzelkiem na szybce, doświetlić i szybko zrobić zdjęcie, bo można uszkodzić jej delikatną strukturę nawet oddechem.

–  Te zdjęcia śnieżynek są niesamowite. Podziwiam, bo niełatwo nauczyć się je robić.

–  Nauczyłem się także, żeby nie jeść śniegu, bo kryształki nie tworzą się z samej wody, tylko zawsze na bazie jakiegoś pyłku czy kurzu. Inną formą makrofotografii, jaką się bawię, to zdjęcia różnego rodzaju baniek mydlanych. Znajdziemy tu niezwykle fantazyjne kolory, których kształt i nasycenie zmienia się w czasie. Tu jest duże pole do eksperymentów, bo można dodawać różnego rodzaju dodatki do płynu, można zrobić zdjęcie bańki w bańce i inne niesamowite rzeczy. Na filmie, który zrobiłem, pt. „Życie bańki”, można zobaczyć jak się zmienia: czarne naczynie, czyli ciemne tło, płyn do robienia baniek, nie zdradzę sposobu oświetlania, bo to mój patent, i widzimy, że na górze robi się coraz cieńsza powłoka, na dole z kolei coraz grubsza, zmieniają się i pulsują kolory. Wystarczy lekko machnąć ręką, żeby zmusić ją do tańca, kiedy płyn będzie przemieszczał się po jej powierzchni. Jeszcze innym rodzajem fotografii, którą się zajmuję, jest technika malowania światłem, gdzie wykorzystuję wełnę stalową, którą się podpala, ale także różnego rodzaju oświetlenie LED. Uzyskujemy efekt wizualny napisów i różnych kształtów w przestrzeni. Główną rolę gra tu oczywiście bardzo długi czas naświetlania. Kiedyś kilka razy podchodziłem do wykonania napisu „Wesołych Świąt” za pomocą zimnych ogni, gdzie musiałem go zrobić w lustrzanym odbiciu i powtarzałem wielokrotnie, bo myliłem się co do tego, w którą stronę napisać literę S czy Z.

–  Czy zajmowałeś się jeszcze innymi rodzajami fotografii?

–  Próbowałem fotografii produktowej, także zdjęć ludzi, ale zarzuciłem to, ponieważ w tych rodzajach fotografii nie wszystko ode mnie zależy, a ja lubię mieć wpływ na całość. Lepiej się czuję jak jestem sam na sam z przyrodą. Nikt mnie nie rozprasza. Poza tym jest to relaks i oderwanie od pracy zawodowej. Pracuję w kontroli jakości, biorąc udział w procesie nadzoru i wspomagając procesy badań zespołów lotniczych w dziale prób. To praca, która daje mi dużo satysfakcji, nie tylko dlatego, że w niej również korzystam z aparatu fotograficznego oraz kamer. Zwykle śledzę pogodę i jeżeli widzę, że jest szansa na dobrą fotografię, to wsiadam w samochód i po chwili jestem w dolinie Wieprza. Oczywiście czasem wymaga to urlopu, aby znaleźć się w odpowiednim czasie w danym miejscu. Nie zawsze jestem sam, bo bywa, że jeździ ze mną mój kolega Piotr Pitucha, znakomity fotograf krajobrazu z Lublina.

–  Czy masz jakieś fotograficzne marzenie? Zdjęcie jakie chciałbyś zrobić?

–  Ciągle pojawiają się nowe wyzwania i trudno być fotografem spełnionym. Ważne, że zdarzają się piękne chwile. Pamiętam 15 stycznia 2023 roku. To był niesamowity wschód słońca w Nadwieprzańskim Parku Krajobrazowym. Wiedziałem, że może być ciekawie, bo dzień wcześniej sprawdzałem pogodę. Wyjeżdżając z domu nocą i widząc już niebieskawo-różową łunę, pomyślałem, że będzie piękne podświetlenie. I rzeczywiście, takich wschodów słońca nie ogląda się zbyt często. Wróciłem zmarznięty, ale niezwykle szczęśliwy. A marzenie? Byłem w Norwegii na typowej fotograficznej wyprawie, ale nie dotarłem do archipelagu Lofotów, a bardzo chciałbym je zobaczyć. I to nawet bez aparatu.

Mariusz Kozak, fot. Archiwum M. Najdziońskiego

« z 2 »

 

 

 

 

Artykuł przeczytano 480 razy

Last modified: 22 lutego, 2024

Registration

Zapomniałeś hasło?

Zmień język »
Skip to content