Jest na mapie Świdnika takie miejsce, o którym dzieci mówią w samych superlatywach. Pełno jest tam ulubionych atrakcji, do których chętnie wracają, by pobawić się ze swoimi przyjaciółmi – w basenie z kulkami, na zjeżdżalniach lub podczas warsztatów. Helihoopter to sala zabaw, która na dobre zadomowiła się w Świdniku.
Jak mówi właściciel, Michał Wróbel, to miejsce powstało z potrzeby – od rodziny, dla rodzin. Założenie to sprawdza się doskonale, bowiem do sali chętnie zaglądają całe rodziny. Dzieci mogą dać upust swojej energii, korzystając z wielu przygotowanych dla nich atrakcji. Rodzice mają w tym czasie okazję do oddania się lekturze przy smacznej kawie lub herbacie.
– Skąd wziął się pomysł na stworzenie właśnie sali zabaw?
Michał Wróbel: Składa się na to wiele czynników. Ale po kolei… Po pierwszym semestrze zrezygnowałem ze swoich pierwszych studiów. Oczywistym było więc, że trzeba było coś zrobić podczas tego drugiego półrocza. Poszedłem do pracy. Jej wybór nie był przypadkowy. Od wielu lat uczestniczę w licznych wspólnotach, w związku z czym miałem różne pozwolenia: papiery na wychowawcę i na kierownika, kurs animatora – postanowiłem podjąć pracę w lubelskiej sali zabaw. Tak spodobała mi się współpraca z dziećmi, że postanowiłem powiązać z tym swoją przyszłość i podjąć w tym zakresie ewentualne decyzje co do swojego własnego biznesu. Wahałem się, bo nie wiedziałem czy zdołam, jako dwudziestolatek, pogodzić planowane studia z matematyki z własną firmą. W pomyśle bardzo wsparła mnie jednak moja rodzina.
– Jak wyglądały etapy planowania tego biznesu?
M.W.: Popatrzyliśmy na świdnicki rynek, gdzie rzeczywiście brakowało sali zabaw. Miejsca, gdzie rodzice będą mogli się spotykać, a dzieci bawić, niezależnie od pogody i pory roku. Zacząłem orientować się, jak to zrobić. Odchodząc z pierwszych studiów otrzymałem status osoby bezrobotnej, dzięki czemu mogłem starać się o dofinansowanie z Urzędu Pracy na założenie swojej działalności gospodarczej. Finansowo pomogli mi również najbliżsi. Znaleźliśmy wykonawcę konstrukcji, rozpoczęły się też poszukiwania lokalu. W moim wyobrażeniu cały plan miał być zrealizowany w przeciągu wakacji, tak się jednak nie stało. To nie takie proste! Trzeba było podpisać wszelkie umowy, stworzyć konstrukcję, w dobrym czasie otrzymać też dofinansowanie.
– Galeria Venus wydaje się naprawdę dobrym miejscem na salę zabaw.
M.W.: Zgadza się, na szczęście potwierdziły się nasze przypuszczenia. Przed otwarciem stworzyłem analizę SWOT biznesplanu, obejmującą choćby mocne strony poszczególnych jego elementów. Przyjazd do sali zabaw wiąże się często z podróżą samochodem – w galerii jest parking. Miejsce jest w centrum miasta, można więc z łatwością dotrzeć tu także piechotą. Windy, z których można skorzystać, również są dużą zaletą. Przed lub po zabawie w sali można wybrać się na zakupy.
– Z jakich atrakcji mogą skorzystać dzieci? Wspomniałeś również o kąciku dla dorosłych, oczekujących na swoje pociechy.
M.W.: Cała konstrukcja jest trzypoziomowa. Jakbyśmy ją rozłożyli, zajęłaby 150 m kw. To spora powierzchnia. Dolne piętro praktycznie w całości jest w basenie z kulkami, do którego poprowadzone są zjeżdżalnia oraz rura strażacka. Na samej górze jest największa rura tubowa, którą dzieci bardzo sobie upodobały. Jest też miejsce dla naszych najmłodszych klientów, dla których przygotowaliśmy oddzielną strefę, by mogły bezpiecznie się bawić. Na jednej z konstrukcji znajduje się ścianka wspinaczkowa. Pamiętam, jak na początku jedna z dziewczynek podchodziła do niej z bardzo dużym dystansem, obawiając się wejścia na ściankę. Z wizyty na wizytę odważała się wejść coraz wyżej, a teraz wspinaczka stała się jej pasją. To bardzo budujące, kiedy powtarza, że nauczyła ją tego pani Iwonka, czyli moja mama. Dużym zainteresowaniem cieszy się też podłoga interaktywna, gdzie można skorzystać z wielu różnych gier, jak piłka, przebijanie balonów czy uciekanie przed ślimakami bądź łapanie grzybków. Wśród tego, co oferuje, znajduje się też nauka języka angielskiego – przez zabawę. Jeśli chodzi o kącik dla dorosłych, to mamy do zaoferowania pyszną kawę, a także niewielką bibliotekę. Niektórzy z rodziców, oczekując na swoje dzieci, pracują zdalnie. Skąd pomysł na kącik dla dorosłych? Bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze, opiekun prawny musi być w pobliżu, stąd decyzja o przygotowaniu takiego miejsca.
– Czym wyróżnia się Helihoopter?
M.W.: To miejsce zbudowane przez rodzinę dla rodziny. Sala formalnie należy do mnie, jednak duszę wkłada w nią cała moja rodzina. Staramy się budować pozytywną atmosferę. Doświadczenie z poprzedniej pracy dało mi bardzo dużo – widziałem popełniane błędy, których zdecydowanie nie chciałem powielać. Wiedziałem też, jaką atmosferę chcę wprowadzić w tym miejscu, że zależy mi na tym, by tętniło radością i dobrem.
– W ofercie znajdują się również inne atrakcje, jak choćby wakacyjne warsztaty.
M.W.: Można u nas zorganizować imprezę urodzinową, celebrujemy sylwestra, zakończenie karnawału – przygotowujemy wiele imprez i zabaw tematycznych. Są też tygodniowe warsztaty, o których wspomniałeś. Każdego dnia robimy coś innego. Poniedziałek to przede wszystkim zapoznanie, wyjście np. na plac zabaw oraz integracja. W kolejnych dniach zapraszamy do udziału w zajęciach artystycznych, odwiedzamy ciekawe miejsca – basen, symulator lotów, komendę straży pożarnej. Mamy również gości – dogoterapeutę czy opiekunów egzotycznych zwierząt. To bardzo rozwijające, kiedy dzieci mogą czegoś dotknąć lub obejrzeć z bliska. Warto zaznaczyć, że w Świdniku jest tak dobra atmosfera, że wszyscy się znamy i sobie pomagamy – do nas przychodzą różne grupy, na przykład półkolonie czy warsztaty, wymieniamy się swoimi doświadczeniami, później my idziemy do nich. Dobrze jest się wspierać, a nie być dla siebie konkurencją.
– Praca z dziećmi wymaga nieco cierpliwości…
M.W.: Niektórzy mówią, że jest trudna i wymagająca. Niewątpliwie tak, szczególnie podczas warsztatów, kiedy mamy większą grupę osób przez cały tydzień. A przecież każde dziecko ma swoje indywidualne potrzeby i przyzwyczajenia. Była ostatnio u nas grupa z przedszkola, około 40 dzieci w wieku 4-5 lat. Starałem się podejść do każdego, sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Na koniec wszyscy mnie przytulili i stwierdzili, że mnie kochają. Tak, praca z dziećmi nie jest łatwa, ale warta poświęcenia. Kiedy my dajemy nasze dobro – ono później do nas wraca. To naprawdę budujące i daje energię do dalszego działania. Dzieci są bardzo wdzięczne i potrafią to okazać uśmiechem i bardzo miłym słowem.
– Wielokrotnie zaznaczasz, jak dużym wsparciem otoczyła Cię rodzina.
M.W.: Od samego początku! Bez pomocy mamy, która od razu poparła mój pomysł, byłoby naprawdę ciężko. Otworzyliśmy się w grudniu, a już w styczniu otrzymaliśmy recenzję, która na długo zostanie w naszej pamięci. Po organizowanej imprezie urodzinowej, ktoś zwrócił uwagę na to, jak bardzo rodzinna atmosfera panuje na naszej sali zabaw. To było bardzo miłe, ponieważ dokładnie tak chcieliśmy być odbierani. Moja mama pokochała to miejsce całym sercem, rozmawiamy z naszymi gośćmi – dziećmi i rodzicami. Jeśli chodzi o wystrój sali, to również dużo od siebie dał mój tato, który choćby pomalował ściany. Przygotowanie tego miejsca wymagało naprawdę ogromu pracy.
– Wydaje się, że nazwa świetnie wpasowuje się w charakter Świdnika.
M.W.: Długo zastanawiałem się, jak powinno nazywać się to miejsce. Rozważałem choćby nazwę pochodzącą od mojego nazwiska. Świdnik jest jednak niewątpliwie miastem śmigłowców, helikopterów – miastem wysokich lotów. Połączenie tego, co jednoznacznie kojarzy się ze Świdnikiem, razem ze „skakaniem” dało Helihoopter. Obawiałem się, że może być to nieco zbyt trudna nazwa do zapamiętania przez dzieci, szybko jednak weszła w krew.
– Przechodząc obok, nie sposób nie zauważyć, że sala cieszy się sporym zainteresowaniem.
M.W.: Zgadza się. Jak otwieraliśmy salę, nie mieliśmy pojęcia z czym to się wiąże. Zakładałem, że, zwłaszcza na początku, ktoś przyjdzie, albo i nie. Tuż po otwarciu okazało się jednak, że zainteresowanie jest ogromne. Kolejka ustawiła się aż pod Pepco, co było zdecydowanie zaskakujące. Faktem jest, że promocję rozpoczęliśmy już wcześniej, organizując choćby mikołajki na terenie galerii. Ten początkowy odzew na szczęście się utrzymuje. Frekwencja zależy oczywiście od pory roku, jednak zwłaszcza od września do czerwca jest bardzo satysfakcjonująca.
– Macie swoich stałych klientów?
M.W.: Tak, nawet rozmawiałem ostatnio z jednym z nich. Dawno ich u nas nie było, wyjechali na wakacje, jednak, jak się okazało, córce brakowało odwiedzin w sali zabaw. To wzruszające, że dzieci tak chętnie do nas wracają. Na potwierdzenie rodzinnej atmosfery, jaka u nas panuje, powiem jeszcze, że niektórzy klienci, rodzice „naszych” dzieci, przechodzą z nami na „ty”. Zależy nam na tym, by ludzie mogli czuć się tu jak u siebie.
– Czy trudno jest pogodzić prowadzenie swojego biznesu z nauką?
M.W.: Musiałem ustalić sobie pewną hierarchię priorytetów. Od zawsze byłem zaangażowany w wiele wspólnot młodzieżowych, byłem instruktorem na skalę ogólnopolską, byłem również przewodniczącym rady młodych Archidiecezji Lubelskiej. W tym samym czasie byłem też uczniem, potem studentem, działałem w wolontariatach. To wszystko miało swoje zadanie, uczyło mnie odpowiedzialności i umiejętności gospodarowania czasem. Jak zacząłem prowadzić swoją firmę, zdałem sobie sprawę, że doba ma 24 godziny. Zrozumiałem, że trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny niepokonanym – zacząłem więc powoli rezygnować z tak czynnego uczestnictwa w grupach i wolontariatach. Dalej pomagam, nie mam już jednak tak poważnych funkcji, z których wynikają pewne konkretne zobowiązania i odpowiedzialności. Jest trochę łatwiej, mam więcej czasu. Choć początki, jak już wspomniałem, były niełatwe. Jednak teraz, patrząc z perspektywy czasu, wiem, że wszystko było po coś, warto było podjąć te decyzje i przejść taką drogę.
– Zdradzisz Czytelnikom swoje dalsze plany?
M.W.: Początkowo myślałem, że po otwarciu jednej sali zabaw przyjdzie czas na kolejną. Patrzę jednak na Świdnik – miasto, które coraz bardziej się rozwija, gdzie rodzin, domów i mieszkań ciągle przybywa. Jest ono idealne do różnych inwestycji. Wystarczy tylko zastanowić się, czego i w którym miejscu brakuje. Jednak niekoniecznie związanego z salą zabaw, może z czymś zupełnie innym. Ważne, by się nie zatrzymywać, tylko ciągle się rozwijać.
Piotr Ślęp
Artykuł przeczytano 200 razy
Last modified: 24 sierpnia, 2024