niedziela, 16 marca 2025r.

Strażakiem się jest, a nie bywa

Autor: |

Wybór zawodu nie należy do najłatwiejszych decyzji. Są osoby, które już w przedszkolu z dumą ogłaszają „zostanę policjantem” albo „będę pracować w szkole”. Są też tacy, którzy przez wiele lat poszukują swojej drogi, próbując różnych opcji. Jedno jest pewne, kiedy już trafimy na „właściwy tor”, praca będzie przynosić satysfakcję i motywować do dalszego działania.

O wyborze swojej zawodowej drogi oraz o służbie, która pomimo wielu poświęceń przynosi ogromne zadowolenie i radość, opowiedziała bryg. mgr inż. Emilia Skoczylas.

Przez kilka ostatnich miesięcy pełniła Pani obowiązki komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Świdniku. Nasza rozmowa zbiegła się w czasie z uroczystością mianowania na stanowisko komendanta, która odbyła się 17 lipca. Jak odnajduje się Pani w tej roli?

Bryg. E.S.: – Poprzednim komendantem był bryg. Grzegorz Widz, który w styczniu tego roku przeszedł na emeryturę. Od tego czasu pełniłam obowiązki komendanta, a od kilkunastu dni oficjalnie zajmuję to stanowisko. Wcześniej byłam też zastępcą. Wszystkie zagadnienia, którymi się obecnie zajmuję, są mi więc znane. Muszę jednak dodać, że prawdziwym chrztem były dla mnie wydarzenia z 16 lipca. Mowa o wichurze, która tak bardzo dała się we znaki mieszkańcom powiatu świdnickiego. Z jej skutkami zmagało się wielu strażaków, przez jedynie kilka godzin mieliśmy ponad sto interwencji. Jeśli chodzi o pracę na komendzie, staram się dużo rozmawiać z zespołem. Sama nic bym nie zrobiła, gdyby nie osoby, z którymi pracuję.

Czy od dziecka marzyła Pani o tym, by zostać strażakiem?

Bryg. E.S.: – Przyznam, że w najmłodszych latach nie było to moim marzeniem. Choć w domu pożarnictwo było częstym tematem rozmowy, ponieważ mój tato pracował właśnie w świdnickiej komendzie. Pamiętam wizyty w jego pracy, na przykład z przedszkolem, kiedy mogłam pochwalić się koleżankom i kolegom, że tu pracuje mój tato. Dodam jeszcze, że mój brat również jest strażakiem, służy w jednostce w Lublinie. Jest to więc zawód zakorzeniony w naszym domu, wiemy o czym rozmawiamy, używając specjalistycznych pojęć. Po tylu latach nawet moja mama chcąc nie chcąc kojarzy sformułowania z naszej branży.

Tradycję rodzinną rozpoczął tato, czy może wcześniejsze pokolenia?

Bryg. E.S.: – Tato, którego z kolei do podejścia do egzaminu namówił kolega. Tak wyszło, że on dostał się na uczelnię, Wyższą Oficerską Szkołę Pożarniczą, a jego znajomy – nie. Ja podjęłam tę decyzję przy wyborze studiów. Chodziłam do świdnickiego liceum, później postanowiłam, że pójdę na studia. Rozpoczęłam więc naukę w Szkole Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie – na tej samej uczelni, co mój tato, która jednak zmieniła swoją nazwę. Strażakiem można zostać na kilka sposobów. Ja wybrałam drogę obejmującą dzienne mundurowe studia stacjonarne, gdzie, obok zdobytych umiejętności praktycznych, zyskałam też tytuł magistra inżyniera. Nie wiem, czy moje córki będą chciały kontynuować tę pożarniczą drogę, ale to będzie ich wybór i decyzja. Jedyne co mogę zrobić, to, znając od podszewki pracę w straży oraz ich cechy charakteru, podpowiedzieć co może być pomocne w wykonywaniu tego zawodu.

Świdnik to Pani rodzinne miasto, które ze względu na podjęcie studiów musiała opuścić. Zanim jednak wróciła Pani do swojej małej ojczyzny, minęło trochę czasu.

Bryg. E.S.: – Kilkanaście lat. Pięć lat studiów, następnie dziesięć lat służby. Trochę wędrowałam, ponieważ bezpośrednio po ukończeniu nauki i uzyskaniu promocji oficerskiej, zostałam oddelegowana do Kamienia Pomorskiego, gdzie pracowałam w komendzie powiatowej. Było to tym bardziej wyzwanie, ponieważ nikogo tam nie znałam, moi bliscy i znajomi zostali tutaj. Następnie był Gdańsk, później kaszubskie Kartuzy. Stamtąd trafiłam do Komendy Wojewódzkiej w Lublinie, a w zeszłym roku otrzymałam propozycję objęcia stanowiska zastępcy komendanta świdnickiej jednostki.

Czy dostrzegalne są jakieś różnice pomiędzy charakterem działania jednostek w różnych miejscach Polski?

Bryg. E.S.: – Z założenia nie, ponieważ każda komenda funkcjonuje na takich samych zasadach. Dzięki doświadczeniom zdobywanym w różnych miejscach kraju miałam natomiast okazję poznać społeczeństwo i… docenić Lubelszczyznę. Wiadomo, młodzi ludzie chcą wyjeżdżać, poznawać Polskę i świat, szukać swojego szczęścia. Myślę, że trzeba posmakować różnych opcji, by wybrać tę właściwą – dla mnie jest to Świdnik, gdzie się wychowałam, i który jest moją małą ojczyzną. Czuję, że jestem u siebie. Tak jak wspomniałam, przepisy co do kierowania komendą są identyczne w całym kraju, jednak specyfika miejsc jest inna, ludzie też się różnią. Będąc obecnie w piątej czy szóstej komendzie, mogę powiedzieć coś więcej, porównać, wykorzystać atuty lub nie powielać pewnych niedociągnięć z poprzednich miejsc pracy.

Jest Pani jedną z niewielu kobiet na kierowniczym stanowisku w służbie pożarniczej.

Bryg. E.S.: – Dodam, że wszystkie pozostałe panie to moje koleżanki, znamy się ze studiów, również z niższych czy wyższych roczników. Jest nas w Polsce kilka, w naszym województwie zastępcą komendanta Komendy Powiatowej PSP w Rykach jest moja serdeczna koleżanka. Zawód strażaka wiąże się czasem ze skojarzeniem typowo „męskiego” zajęcia. Choć przyznam, że nie dostrzegam już tych stereotypów. Może mniej zwracam uwagę, a może się przyzwyczaiłam. W straży są pewne dziedziny przyjazne bardziej kobietom albo mężczyznom. Są jednak panie pracujące w systemie zmianowym, które jeżdżą do zdarzeń, a są też panowie, którzy nie odnajdują się w takim trybie pracy i zajmują inne stanowiska. Myślę, że charakter zawodu i mnogość wykonywanych przez nas zadań umożliwi znalezienie swojej dziedziny każdemu chętnemu – tak, by był w stanie wykorzystać swoje mocne strony.

A czy Pani jeździła do takich zdarzeń w terenie?

Bryg. E.S.: – Podczas ostatniego roku studiów przygotowywałam się do obrony, pisałam pracę magisterską. Jednak podczas czterech pierwszych lat – zdecydowanie tak. W każdym mieście i powiatach są tzw. rejony operacyjne, gdzie przypisana jest dana jednostka ratowniczo-gaśnicza. Oznacza to, że zabezpiecza ona dany rejon w pierwszej kolejności. Uczelnia również ma przypisany swój rejon, a służbę pełnią podchorążowie, czyli słuchacze. Oprócz udziału w ćwiczeniach, wykładach i laboratoriach, mieliśmy właśnie służby. Były to wyjazdy, zabezpieczanie terenu, wypadki i pożary. Program nauki obejmował także poligon.

Straż pożarna często kojarzona jest z gaszeniem ognia i ratowaniem ludzi. To jednak nie są jedyne działania, którymi się zajmujecie.

Bryg. E.S.: – Oprócz wszystkim znanych działań ratowniczo-gaśniczych, mamy również wiele innych zadań, których na co dzień nie widać. Są to oczywiście tematy związane z kadrami czy płacami, a także kontrole i odbiory obiektów. Są one niezbędne do tego, by dbać o stan bezpieczeństwa w budynkach. Czynności prewencyjne prowadzimy również poprzez edukację. W Świdniku posiadamy salę, gdzie odbywają się zajęcia cieszące się naprawdę dużym zainteresowaniem. W tym roku skorzystało z nich około 1 500 dzieci, które poznały zasady bezpieczeństwa oraz postępowania w sytuacjach zagrożenia. Znacznie łatwiej jest przyswoić wiedzę obserwując, słysząc i dotykając. Strażacy prezentują również samochody oraz sprzęt, którego używają na co dzień.

Czym zajmowała się Pani już po studiach?

Bryg. E.S.: – Pracowałam w pionie kontrolno-rozpoznawczym, zajmując się w dużej mierze kontrolami budynków oraz ich odbiorami. Od tego, jak sprawdzimy dany obiekt, będzie zależało jak bezpieczny będzie dla używających go osób. W wielu przypadkach przeżyje on nas i nasze dzieci, a korzystać będą z niego również nasze wnuki.

Jakie wyzwania stoją przed świdnickimi strażakami?

Bryg. E.S.: – Przekrój naszych zadań jest bardzo duży, od ratowania zwierząt, do naprawdę dużych i trudnych wypadków drogowych. Wypadki losowe, gwałtowne zjawiska atmosferyczne – działamy w zależności od tego, co przyniesie sytuacja.

Co pomaga w tej pracy, jakie cechy ułatwiają codzienne wykonywanie obowiązków?

Bryg. E.S.: – Na pewno to, żeby nie być indywidualistą. Wiadomo, że miło jest usłyszeć słowo „dziękuję” i być w pewien sposób wynagrodzonym, jednak trzeba chcieć pomagać i nie liczyć na jakiś zwrot. Trzeba podejmować szybkie decyzje, pod presją czasu. Musimy oczywiście przemyśleć swoje kroki, jednak nie należy się bać podejmować pewnego rodzaju ryzyka. Strażacy muszą działać wtedy, kiedy inni się wycofują. Ważna jest również umiejętność pracy w zespole, wrócę tu na chwilę do wspomnianej już wichury. Pomagali nam strażacy ochotnicy z całego powiatu. Nikt nie patrzył kto skąd przyjechał, wszyscy współpracowali i każdy wiedział, co robić. Aż się łezka w oku kręciła, że nawet w obliczu takiej tragedii można było się tak zmobilizować do wspólnej pracy.

Nie bez przyczyny mówi się, że bycie strażakiem to nie tylko praca, ale również służba.

Bryg. E.S.: –Tak, ja osobiście nie unikam telefonów po godzinach. Zdaję sobie sprawę, że jest to służba na całe życie. Podjęcie decyzji o wyborze zawodu wymagało zaakceptowania tego, że strażakiem się jest, a nie bywa. Zawsze miałam satysfakcję z tego, że działam na rzecz kogoś, pomagam potrzebującym, współpracuję z innymi. Niezależnie od stanowiska, ponieważ dziś jest, a jutro może go nie być, nie zapomnę, że działam dla innych.

– A po pracy? Czy hobby to raczej wyciszenie, czy niekoniecznie?

Bryg. E.S.: – Z wolnym czasem, chyba jak u każdego, bywa różnie. Staram się dużo czytać, książka towarzyszy mi cały czas i każdą wolną chwilę chętnie poświęcam właśnie jej. A poza tym, bardzo lubię aktywny wypoczynek. Nawet na urlopie warto się zmęczyć, zdecydowanie wolę góry, niż morze.

Piotr Ślęp

 

Artykuł przeczytano 289 razy

Last modified: 2 sierpnia, 2024

Registration

Zapomniałeś hasło?

Zmień język »
Przejdź do treści