Jako piłkarz dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, pięciokrotnie zakładał koszulkę z orzełkiem na piersi. Grał wiele lat w polskiej Ekstraklasie, próbował też swoich sił w lidze greckiej oraz chorwackiej. Jak doświadczenie z boiska przekłada się na rolę trenera? Jakie są jego poglądy na temat dzisiejszych realiów? Na te pytania odpowiedział nowy szkoleniowiec Avii Świdnik – Łukasz Mierzejewski.
– Jak ocenia Pan swoją pierwszą pracę w roli trenera?
– Po męczarniach z kontuzjami podjąłem decyzję, że nie ma sensu dalej ciągnąć kariery zawodnika. Miałem dwa zabiegi ścięgna achillesa, po których należało już odpuścić. Pojawiła się propozycja, by objąć posadę trenera w Lewarcie. Była to dla mnie nowość i wyzwanie, by sprawdzić się jako szkoleniowiec od razu w czwartej lidze. Z perspektywy czasu uważam, że był to dobry wybór i super przygoda. Poznałem mnóstwo fajnych ludzi. Wiedziałem czego mniej więcej mogę się tam spodziewać. Czasem trzeba zacisnąć zęby i pracować nawet w ciężkich warunkach, co nie jest dla mnie problemem, bo nawet w trudnej sytuacji można coś fajnego zrobić. Trzeba tylko chcieć.
– Co skłoniło Pana do objęcia posady w Avii? Były inne oferty?
– Oczywiście, był Lewart z pomysłem wywalczenia awansu do trzeciej ligi, ale czułem się już zmęczony ciągłymi obietnicami poważnych wzmocnień. Co pół roku musiałem uzupełniać skład chłopakami, którzy nie prezentowali takiego poziomu, jakiego bym oczekiwał. Pojawiła się propozycja ze Świdnika. Ciekawa, ligę wyżej, z inną otoczką organizacyjną i dużym wyzwaniem trenerskim. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony jak klub jest poukładany. To oczywiście duży przeskok z tego, co było w Lubartowie. Świdnik zapewnia wszystko, by zawodnicy mogli spokojnie trenować i rozwijać się.
– Nigdy nie współpracowaliście z Michałem Mackiem. Skąd pomysł na taki duet?
– Szukałem asystenta. Michał jest ceniony w środowisku, łączy funkcje asystenta i trenera bramkarzy. Stwierdziliśmy, że to idealny kandydat, by dołączyć do mojego sztabu.
– Przed przyjściem do Avii znał Pan tę drużynę?
– Tak, nawet graliśmy z Lewartem kiedyś w Pucharze Polski. Kilku chłopaków zapamiętałem. Wiedziałem, że prezentują dobrą jakość.
– Na co stać Avię w nadchodzącym sezonie?
– Najpierw musimy zamknąć kadrę. Zobaczymy, kogo ostatecznie będę miał do dyspozycji i wtedy będziemy mogli określić cel. Ciągle jesteśmy w trakcie poszukiwania wzmocnień.
– Na jakie pozycje potrzebuje Pan jeszcze zawodników?
– Szukamy stopera. Prawdopodobnie na stałe przesuniemy tam Sebastiana Głaza, który dobrze czuł się na tej pozycji pod koniec sezonu. Nie jest powiedziane, że jeżeli będę tego potrzebował, nie przesunę go wyżej. Będę go obserwował. Oczywiście potrzebni są nam zawodnicy do środka pomocy oraz na boki obrony. Najprawdopodobniej właśnie na prawą obronę przyjdzie na wypożyczenie Bartłomiej Kukułowicz z Górnika Łęczna (wychowanek Legii przyp. red.), który grał w drugiej połowie sparingu z Chełmianką. Fajny chłopak, wciąż młodzieżowiec. Jesteśmy też praktycznie dogadani z Erykiem Ceglarzem, grającym ostatnio w Sole Oświęcim. Pozostały tutaj jeszcze kwestie formalne z Cracovią, której jest zawodnikiem.
– Przez wiele lat kibice Avii z zazdrością patrzyli na inne kluby z niższych lig, które z powodzeniem próbowały swoich sił w Pucharze Polski. Avii od lat to się nie udaje. Będzie Pan stawiał tylko na ligę czy również na puchar?
– Każdy mecz jest bardzo ważny. Nie ma znaczenia czy to liga, czy puchar. Trzeba do nich podchodzić jednakowo, z myślą o wygranej. Nie ma mowy o odpuszczaniu, trzeba brać wszystko, co się da. Jest to też forma promocji, ściągnięcia ludzi na trybuny i rywalizacji z ciekawymi drużynami.
– Jakim trenerem jest Łukasz Mierzejewski?
– Spokojnym poza boiskiem, a na nim już trochę bardziej agresywnym. Pewnie zawodnicy widzą we mnie teraz oazę spokoju. Oby nie spotkali się z drugą stroną mojej natury, bo potrafię czasem sprowadzić do pionu. Wszystko to oczywiście z głową. Nie jestem frustratem czy wariatem. Staram się analizować wszystko, co się dzieje na boisku.
– Jak bardzo doświadczenie boiskowe z Ekstraklasy pomaga w pracy trenera?
– Oczywiście, że pomaga. Miałem okazję współpracować z wieloma świetnymi trenerami. Komuś, kto zwraca uwagę na pracę szkoleniowca, w przyszłości mu się to przydaje. Ja akurat przyglądałem się ich pracy z ciekawością.
– Czy któryś ze szkoleniowców zrobił na Panu szczególne wrażenie?
– Miałem różnych trenerów, również takich, którzy może warsztatowo słabsi, byli za to świetnymi psychologami. Inni z kolei fajnie prowadzili treningi. Miałem przyjemność pracować z Orestem Lenczykiem, który miał bardzo dobre podejście do zawodników. Potrafił wykrzesać z nas maksimum. To sztuka, by piłkarze dawali z siebie wszystko na treningach i podczas meczów. Również w Chorwacji miałem dobrego trenera – Matjaza Keka, który aktualnie prowadzi reprezentację Słowenii.
– Wiele klubów, szczególnie z niższych lig, boryka się z problemem zbytniego wtrącania się menedżerów w kariery młodych piłkarzy…
– Jest to pewien problem, bo rynek mocno się otworzył, jeśli chodzi o menedżerów. Teraz każdy może nim być, wystarczy naprawdę niewiele. Niestety, pojawiło się wśród nich wielu przypadkowych ludzi, którzy niepotrzebnie mącą młodym zawodnikom w głowach. Piłkarze powinni szanować to, co mają i skoncentrować się na graniu, bo to jest dla nich najważniejsze, a nie jeździć, zwiedzać, testować się w różnych klubach. Myślę, że jak będą dobrze grali, to ktoś ich zauważy. Nawet trzecia liga jest śledzona przez różne kluby. Jeżdżą skauci i obserwują. Jeśli ktoś ma potencjał, prędzej czy później trafi do wyższej ligi.
– Ma Pan już w głowie docelowe ustawienie, którym będzie Pan operował w nadchodzącym sezonie?
– To jeszcze kwestia sparingów i tego jak będziemy wyglądać kadrowo. W pierwszym nie miałem do dyspozycji środkowego pomocnika. Taka kadra wymusiła na mnie zmianę ustawienia. Liczy się przede wszystkim nastawienie do konkretnego meczu, a ustawienie jest czasem drugorzędne.
Mateusz Ostrowski
Artykuł przeczytano 1369 razy
Last modified: 19 lipca, 2019