Mija rok od śmierci Urszuli Radek, legendy świdnickiej „Solidarności”, współzałożycielki i wieloletniej prezes Komitetu Pomocy SOS „Solidarność”, osoby o wielkim sercu, która na pierwszym miejscu zawsze stawiała drugiego człowieka. Odeszła, ale pozostawiła po sobie piękną spuściznę i przykład dla kolejnych pokoleń. Jednym z nich są obchody Dnia Chorego, które odbywają się nie tylko w naszym mieście (w tym roku wolontariusze Komitetu oraz uczniowie Szkoły Podstawowej nr 3 odwiedzili około 60 świdniczan), ale również we Franciszkowie.
– Mam wobec Urszuli Radek ogromne zobowiązanie. Była moją mentorką w wielu aspektach życia. Poznałam Ją w stanie wojennym, gdy rozpoczęła pracę na rzecz internowanych, wciągając w nią innych. Robiliśmy paczki dla uwięzionych, ale też dla potrzebujących wsparcia dzieci i rodzin internowanych. Odwiedziny u chorych ruszyły niedługo po ustanowieniu Dnia Chorego przez papieża Jana Pawła II. Początki, około 20 lat temu, były skromne, ale osoby starsze, chore i samotne cieszyły się z naszych odwiedzin, drobnych upominków i listu z życzeniami podpisanego przez burmistrza Waldemara Jaksona. Z inicjatywy Pani Urszuli w obchody włączyła się młodzież. Najpierw byli to uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego i Gimnazjum nr 1, potem Szkoły Podstawowej nr 3, pod opieką Katarzyny Radek. Zawsze bardzo chętnie nas przyjmowano. Pamiętam, jak jako wolontariuszka Komitetu, razem z dwoma uczniami poszłam do pewnego pana. Otworzył drzwi i powiedział: – Czekałem na was. Był pod krawatem, ogolony. Na stole stały już ciastka, zrobił herbatę. Opowiedział nam o pierwszych krokach stawianych w powstającym Świdniku, o swojej pierwszej pracy. Bardzo się wzruszył, że ktoś chce go wysłuchać. Dla nas to był bardzo ciekawie spędzony czas. Innym razem trafiłam z wolontariuszkami do pani, która razem z doktorem Dobrowolskim tworzyła w Świdniku pogotowie ratunkowe. Wspominała, że jako pielęgniarka dojeżdżała do pacjentów wozem konnym. Wiele razy było tak, że ktoś nie mógł jej od razu zapłacić za leki, ale potem zawsze te pieniądze oddawał. Licealistki siedziały jak zaczarowane, słuchając tych opowieści. Nie sądziły, że w takich warunkach powstawały w naszym mieście instytucje niosące pomoc. Te wszystkie spotkania były dla młodzieży doskonałą lekcją historii – opowiada pani Anastazja Jarosz, która wiele lat mieszkała w Świdniku, a potem przeniosła się do Franciszkowa. Dodaje: – Pani Urszula odwiedzała chorych nie tylko jako prezes Komitetu, ale też prywatnie. Przyjeżdżała do Franciszkowa, jeździłyśmy również do Jackowa, gdzie mieszkała niepełnosprawna kobieta, pisząca wiersze. Urszula Radek, gdy tylko usłyszała o kimś potrzebującym, starała się do niego dotrzeć, porozmawiać, wypytać o potrzeby i potem robiła wszystko, by pomóc. Komitet organizował kiermasze, loterie, zbiórki. Jeśli ktoś poprosił Panią Urszulę o pomoc, mógł mieć pewność, że Ona nie odmówi. Wszyscy mieli do Niej ogromne zaufanie. Pani Urszula zostawiła nam drogowskaz wrażliwości i postępowania. Zdajemy sobie sprawę, że Jej nie dorównamy, ale zasiała ziarno, które wykiełkowało i teraz również przynosi owoce.
Wielką wrażliwość Urszuli Radek i Jej otwartość na drugiego człowieka wspomina też Paulina Niezbecka ze Stowarzyszenia Wsi Franciszków: – Nagrywaliśmy z Kubą Boczkowskim film o Świdnickich Spacerach i rozmawialiśmy z Panią Ulą u niej w domu. Ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyła, chwilę poszeptała w korytarzu, a potem wyciągnęła z portfela pieniądze i dała tej osobie. Nie zamykała się przed nikim. Ludzie wiedzieli, gdzie mieszka i że w każdej chwili mogą liczyć na Jej pomoc. Już leżąc w szpitalu, dzwoniła i pytała, czy można coś zorganizować dla chorego chłopca z naszej wsi. W swoje działania włączyła całą rodzinę, dzieci, wnuki. Zawsze pamiętała też o tych, którzy tej pamięci nie oczekiwali. Podkreślała wartość wolontariuszy, darczyńców, osób, które włączały się w różne akcje Komitetu. Wysyłała podziękowania, kartki świąteczne. Zostawiła po sobie żywy pomnik w postaci wielu ludzi, którzy chcą kontynuować Jej dzieło.
Franciszków też pamięta
– Praca w Komitecie SOS „Solidarność” wywarła na mnie pozytywny wpływ, jeszcze bardziej uczuliła na potrzeby drugiego człowieka – podkreśla pani Anastazja. – Gdy przeniosłam się do Franciszkowa, z panią sołtys Krystyną Szewczyk postanowiłyśmy, że odwiedziny chorych wdrożymy też w naszej wsi. Od razu znalazły się osoby młode, które wspomogły nas w tym projekcie. Przyznaję, że trochę obawialiśmy się, jak zostaniemy przyjęci, ale okazało się, że również tutaj chorzy i starsi potrzebują takich wizyt. Mimo że mieszkają z rodzinami, mają zapewnioną opiekę, doceniają to, że o nich pamiętamy. Cieszą się, że mogą porozmawiać, otworzyć się. Ich bliscy podkreślają, że to dla nich bardzo ważne. Postanowiłyśmy więc, że w miarę możliwości będziemy organizować wizyty co roku.
– Obchody Dnia Chorego we Franciszkowie odbyły się już po raz siódmy – wyjaśnia P. Niezbecka. – W paczce z upominkami zawsze jest list z życzeniami podpisany przez władze wsi i gminy. Finansowo wspierają nas gminy Świdnik i Mełgiew oraz starostwo. Z funduszu sołeckiego zamawiamy również mszę w kościele w intencji chorych mieszkańców. Odwiedzamy osoby starsze, chore, z głęboką niepełnosprawnością. Zaznaczają w kalendarzu Dzień Chorego, czasami już w grudniu pytają, czy aby na pewno do nich przyjdziemy. A my pamiętamy, że inicjatorką tych działań była Pani Urszula Radek.
aw
Artykuł przeczytano 1811 razy
Last modified: 28 lutego, 2022