– Po dwóch latach nauki w Studium Nauczycielskim przyszło do pisania pracy dyplomowej. Moja miała być geograficzno-historyczna. Dano nam do wyboru listę tematów. Wśród nich znalazłam „Rozwój Świdnika w XX-leciu”. Wybrałam go, bo to niedaleko. Siadłam przy lampie naftowej, wzięłam do ręki pióro i zaczęłam pisać. Zanim zabrałam się do tego, myślałam, że będzie łatwo, ale nie było – opowiada Krystyna Gwarda.
Rozpoczęła pracę w szkole w 1951 roku, w Józefowie pod Piaskami, tuż po zakończeniu Liceum Pedagogicznego w Lublinie. Placówka mieściła się w pięciu domach, między którymi trzeba było nieustannie kursować, oczywiście na piechotę. Jedynym środkiem lokomocji były gumowce. Lekcje prowadziła często z łączonymi klasami. Miała pod opieką jednocześnie po 50 dzieci. Twierdzi, że z dzisiejszą młodzieżą nie dałoby się tego zrobić. Początkowo uczyła tylko pierwsze klasy. Powodowało to czasem drwiny, bo co to za nauczycielka, co tylko I klasę uczy.
– Praca była bardzo ciężka. Nie mieliśmy żadnych pomocy, nawet oświetlenia elektrycznego. Warunki lokalowe były takie, że teraz pewnie natychmiast by szkołę zamknięto. W tamtych czasach na wsi bardzo powszechny był również analfabetyzm wśród dorosłych. Uczyli się czasem z własnymi dziećmi. Niektórzy uważali to za rzecz normalną, inni bardzo się wstydzili. Ja, dwudziestolatka, oni często po trzydziestce. Byli też i tacy, którzy nie rwali się do nauki. Mówili, że najwyżej wyjadą do Świdnika, a tam każdego potrzebują – wspomina pani Krystyna.
Zbieranie materiałów do pracy dyplomowej okazało się dużym wyzwaniem. Nie było żadnych źródeł. Ani kroniki w szkole, w sklepie też nic, wszyscy tylko się śmiali, że ktoś czegoś u nich szuka. Na szczęście pani Krystyna trafiła do redakcji Głosu Świdnika i tu uzyskała pomoc. Przeglądając „Rozwój Świdnika w XX-leciu” nie można wyjść z podziwu, jak wiele w nim prawdy, jak mało propagandy, chociaż tytuł nawiązuje do 20-lecia PRL. Obraz miasta wcale nie jest cukierkowy. Widać, że Świdnik, który powstawał przecież od podstaw, borykał się z brakiem miastotwórczej infrastruktury, nie miał nawet głównego placu, na którym mogliby się spotykać mieszkańcy.
Z „Rozwoju Świdnika w XX-leciu” (pisownia oryginalna)
Świdnik, podobnie jak niejedno nowe miasto przemysłowe jest w tym stadium rozwoju, w którym dokonuje się proces przekształcenia w pełny organizm miejski. Instytucje i urządzenia przyzakładowe, stworzone dla załóg budowlanych budujących zakład przemysłowy i pierwsze osiedla stają się niewystarczające, i zachodzi konieczność tworzenia środka ogólno miejskiego wraz z zespołem odpowiednich urządzeń i właściwie zlokalizowanych budowli.
Brak centrum powoduje również nieprawidłowy układ ulic. Obecny układ działa dysfunkcjonalnie na życie społeczne w mieście. Dotychczasowe główne ulice miasta: Sławińskiego i 1 Maja, jak powiadają sami mieszkańcy „nigdzie właściwie nie prowadzą”, są zbyt wąskie…
– Dzisiejszy Świdnik nie przypomina tego z końca lat 60. Wtedy jeździło się autobusem z Piask, wysiadało na Krzyżówkach, a dalej już na piechotę. Bywaliśmy tam na konferencjach, Dniu Nauczyciela, no a ja w poszukiwaniu materiałów. Teraz pewnie bym tam zabłądziła – śmieje się pani Krystyna.
Jaki był ówczesny Świdnik, pokazuje załączona do pracy mapka wykonana ręcznie przez kuzyna, który był wojskowym. Ręczne pismo na maszynopis przerobiła kuzynka. Z obroną też nie było łatwo. Przeprowadzała ją na raty, skończyła w 1970 roku, trzy lata po złożeniu. Dlaczego? Ten kierunek naprawdę nie był łatwy.
– Cały czas pracowałam. 36 godzin zajęć tygodniowo, do tego nadgodziny i trójka dzieci. Nie było wolnych sobót. Pisało się wieczorami i w niedzielę. Miałam dosyć. Najgorsze jest to, że gdybym postudiowała jeszcze rok, dostałabym dyplom ukończenia studiów. A to oznaczało podwyżkę o 60 złotych. Ale nikt mi o tym nie powiedział – opowiada pani Krystyna.
Z jej pracy wynika, że do końca lat 60. Świdnik był miejscem przemysłowej monokultury.
Z „Rozwoju Świdnika w XX-leciu” (pisownia oryginalna)
Świdnik jest więc swoistym miastem metalowców. Towarzyszy temu powstanie kultur takich zawodów, jak: tokarz, frezer, spawacz, lakiernik. Zakłady zapewniają posiadaczom tych kwalifikacji mieszkania i wysokie zarobki.
W szczególności pojawia się ostry problem zatrudnienia kobiet, pewna ich część wykonuje zawód metalowców, mimo uznania go za zawód męski. Jednakże setki świdniczanek oczekuje na możność w innych zawodach, o czym świadczą zgłoszenia w urzędzie zatrudnienia. W ankiecie, która objęła 884 rodziny, aż 400 kobiet oznajmiło gotowość pójścia do pracy w latach 1962-65. Kobiety te wymieniały projekty stworzenia zakładów: dziewiarskich, krawieckich, włókienniczych, zabawkowych i przemysłu ludowego. Jednorodny charakter pracy zawodowej ludności miasta powoduje jednorodność i jednostronność spraw zawodowych, problemów i dyskusji utrzymującej się wśród ludności Świdnika. Odcinają one świat techników od kontaktów, wymiany myśli i zapytywań z ludnością zawodów „humanistycznych”. Stąd też ludność skarży się często na jednostronność swego życia i na monokulturalność zawodową.
Jednak konkluzje z naukowych dociekań pani Krystyny są dla Świdnika optymistyczne, czasem prorocze, a czasem baśniowe.
Z „Rozwoju Świdnika w XX-leciu” (pisownia oryginalna)
Lokalizacja wielkiego kombinatu przemysłowego sprawia, że wokół kształtującego się miasta tworzy się cały mikroregion związany z ośrodkiem przemysłowym i miastem. Ten fakt nadaje mu jako centrum szereg nowych funkcji. Te funkcje Świdnika zaczął pełnić od roku 1954. Stał się ośrodkiem administracyjnym z chwilą stworzenia MRN i włączenia do obszaru administracyjnego miasta pobliskich wsi: Adampola, Kolonii Świdnik, Franciszkowa, Kolonii Krępiec, które ze względu na zatrudnienie ludności w zakładach Świdnik i przemianą gospodarstw w warzywnicze związały całkowicie z miastem
(…)Zgodnie z założeniami tego planu (plan rozbudowy Świdnika), a więc na koniec przyszłej pięciolatki, Świdnik liczyć będzie 25 tys. mieszkańców. Tyle mniej więcej, co Biała Podlaska, czwarte co do wielkości miasto powiatowe w województwie lubelskim.
(…) Świdnik staje się miastem coraz większym, być może, że w przyszłości stanie się nawet powiatem albo województwem.
Praca „Rozwój Świdnika w XX-leciu” Krystyny Gwardy jest białym krukiem. Powstała w jednym egzemplarzu, który był przechowywany w Studium Nauczycielskim w Lublinie. Po likwidacji szkoły, wszystkie prace dyplomowe oddano autorom. Do redakcji trafiła dzięki córce pani Krystyny, która jest mieszkanką Świdnika i postanowiła podzielić się z czytelnikami dorobkiem naukowym mamy.
Jan Mazur
Artykuł przeczytano 3214 razy
Last modified: 14 kwietnia, 2019