Social media ułatwiają kontakt z bliskimi, pozwalają na poznawanie nowych osób i dzielenie się tym, co dzieje się w naszym życiu. Osiemnastoletnia świdniczanka, Paulina Kosowska, postanowiła wykorzystać je nieco inaczej. Rok temu założyła konto na Instagramie i jako p_kosowska pokazuje propozycje makijażu, który jest jej wielką pasją. Nam opowiedziała o pracy instagramerki, internetowym hejcie oraz o tym, jak wielką frajdę sprawia jej to, co robi.
– Dlaczego zaczęłaś publikować w internecie?
– To był impuls. Pomyślałam „dobra, wstawię zdjęcie pomalowanych oczu”. Byłam bardzo zestresowana. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam dlaczego to robię. Chyba po prostu chciałam podzielić się swoją pasją.
– Jak na Twoją decyzję zareagowali bliscy?
– Rodzina i przyjaciele przyjęli to pozytywnie. Bardzo mnie wspierali. Powiedzieli „Wow, fajnie. To coś innego.” Pierwsze zdjęcie bardzo im się spodobało. Reakcja zachęciła mnie, żeby iść w tym kierunku. Nieco gorzej podeszły do tego osoby, które nie znają mnie osobiście. Zdarzało się, że rozmawiały o tym za moimi plecami.
– Makijaż, który widzimy na Instagramie, nie należy do codziennych. Ile czasu zajmuje jego przygotowanie?
– Trwa to dość długo. Makijaż mniej skomplikowany, ale wciąż niecodzienny, zajmuje mi godzinę, półtorej. Ten trudniejszy – trzy, bo wychodzę z założenia, że jest to sztuka. Później pracuję nad zdjęciem, którego zrobienie też zabiera mi dwie godziny. Wszystko dlatego, że lubię próbować nowych ustawień, zmieniać kąt, oświetlenie. Chyba właśnie fotografowanie jest w tym wszystkim najtrudniejsze. Zdjęcia wykonuję sama. Mój tata też bardzo to lubi. Próbowaliśmy nawet działać w duecie, ale nie bardzo nam wychodziło.
– Jak to wygląda od strony technicznej?
– Kiedy zaczynałam, wystarczyło mi światło dzienne. Korzystałam również z lampy salonowej, która dawała neutralne światło. Stawiałam ją na szafce, brałam telefon, lusterko i „pstrykałam”. Później przeszłam na lampę pierścieniową, dalej jednak korzystałam z aparatu w telefonie. Od razu zauważyłam różnicę między nowymi a starymi ujęciami. Ostatnio dokupiłam softboxa z czterema żarówkami, który daje efekt „wow”. Nadal używam też telefonu, chociaż ostatnio zmieniłam model na lepszy. Uważam, że komórką można dużo zrobić. Sporo pomaga także obrabianie zdjęć. Nie ukrywam, że rozjaśniam tło, dzięki czemu makijaż wygląda lepiej.
– Planujesz swoje makijaże?
– Różnie z tym bywa. Czasami mam jakiś plan, na przykład kolory albo zarys. Wiem, czy to będzie cut crease, czy smokey. Innym razem siadam i po prostu działam. To jest chyba najfajniejsze, bo później wychodzi coś, co mnie zachwyca. – Makijaż towarzyszy Ci też na co dzień? – Staram się go nie nosić. Razem ze znajomymi śmiejemy się, że w prawdziwym życiu wyglądam zupełnie inaczej niż na Instagramie. W ten sposób daję odpocząć oczom i cerze, bo zdarzają mi się z nimi problemy. Tak jak ostatnio, kiedy uczulił mnie jeden z kosmetyków.
– Masz ponad 18 tysięcy obserwatorów. Co chcesz im przekazać?
– Często pytają o to, jak zacząć przygodę z makijażem na Instagramie, jak wyglądało to u mnie albo w jaki sposób rozwijam swój profil. Wydaje mi się, że najważniejsze jest, żeby się nie bać i nie reagować na negatywne komentarze. Sama dostaję hejty. Ostatnio wygrałam w ogólnopolskim konkursie na makijaż karnawałowy. Wpisy pod moim zgłoszeniem były okropne, ale starałam się je lekceważyć.
– Jesteś młodą osobą. Takie komentarze na pewno bardzo Cię dotykają.
– Na początku to było dla mnie trudne, bo nie miałam jeszcze tylu obserwatorów. Pod moimi zdjęciami pojawiało się mało wpisów, więc jeden negatywny na dziesięć pozytywnych, to było naprawdę dużo. Bardzo mnie to bolało. Teraz jednak, kiedy widzę, że dobrych opinii jest dwieście, a tylko jedna zła, nie przejmuję się. Moi obserwatorzy nauczyli mnie, że nie warto. Często, kiedy dostaję jakiś obraźliwy komentarz, dzielę się tym z nimi. Doszłam do wniosku, że trzeba głośno mówić o hejcie, bo inaczej go nie zatrzymamy. Dostaję sporo wiadomości od osób, które śledzą mój profil, że mnie uwielbiają i żebym się nie przejmowała tym, co piszą o mnie ludzie. Oni przecież mnie nie znają. To cudowne, że nawet na Instagramie można stworzyć małą rodzinę. Ogromne wsparcie w internecie okazuje mi babcia. Zawsze ogląda moje prace, a kiedy widzi negatywne komentarze – od razu reaguje.
– Dla swoich obserwatorów jesteś idolką. Czy też masz taką osobę?
– Jest nią Anastasia, założycielka znanej na całym świecie marki Anastasia Beverly Hills. Miałam przyjemność poznać ją w październiku, na gali w Warszawie. To było cudowne uczucie. Ta kobieta jest przemiła i ma ogromne serce. Dzięki niej chcę pracować jeszcze więcej. Spotkanie było dla mnie dużym wyróżnieniem, bo nie miałam wtedy jeszcze tak wielu obserwatorów. Cieszyłam się, że ktoś zauważył mnie – Paulinę ze Świdnika.
– Gdzie widzisz siebie za kilka lat?
– Na pewno planuję dalej pracować na Instagramie. Jestem pewna, że wciąż będę robiła zdjęcia i makijaże, ale chciałabym też skończyć różne kursy. Marzę, by pójść do Szkoły Wizażu we Wrocławiu i otworzyć własny salon. Zobaczymy, może się uda.
– Zastanawiałaś się nad rozwinięciem profilu, na przykład o filmy?
– Myślałam nad założeniem konta na YouTube, żeby nagrywać róż
ne tutoriale. Dostaję wiele pytań o to, jak zrobić kreskę albo blendować cienie. Czasami ciężko jest wytłumaczyć coś słowami i lepiej to pokazać. Tylko… trochę się tego obawiam. Wiem, że każdemu mówię, żeby się nie bał, ale dla mnie jest to jednak coś nowego. Muszę zrobić duży krok, by zacząć nagrywać.
– A jak wygląda Twoje życie poza „siecią”?
– Są dni, kiedy spotykam się ze znajomymi, oglądam filmy i robię po kilka makijaży, ale są też i takie, kiedy nie umiem sobie rozplanować czasu. Zdarza mi się być leniwą. Czasami, jak każdy, potrzebuję odpoczynku. Chodzę też do szkoły. Za rok matura, więc trzeba skupić się na nauce.
Agata Flisiak
Artykuł przeczytano 6225 razy
Last modified: 8 kwietnia, 2019