piątek, 17 maja 2024r.

Doodles Ewy Jóźwińskiej

Autor: |

Talent, wyobraźnia, cierpliwość oraz serce włożone w to, co się robi. Efekty tego połączenia można podziwiać na „Ścianie Galerii” w Filii nr 2 Miejsko-Powiatowej Biblioteki Publicznej. Właśnie tam swoje prace prezentuje Ewa Jóźwińska.

Wczorajszy wernisaż wystawy „Doodles Ewy” zgromadził licznych gości, przyjaciół artystki oraz czytelników biblioteki. Powitała ich Joanna Swacha-Broda, kierownik F nr 2 mieszczącej się przy ul. Piłsudskiego 6A: – Jest mi niezmiernie miło, że jesteście państwo z nami i bardzo się cieszę, że pani Ewa zgodziła się wystawić u nas te wyjątkowe grafiki. Dają pole do wyobraźni i własnej interpretacji każdego odbiorcy. Będą dostępne do 24 lutego. Później na „Ścianie Galerii” pojawi się druga część wystawy, na którą złożą się zakładki do książek i kartki robione taką samą metodą jak prezentowane teraz prace. Już dziś serdecznie zapraszamy.

– Bardzo dziękuję za waszą obecność – mówiła bohaterka wczorajszego spotkania. – Grafiki robiłam dwoma sposobami. Pierwszy to zentangle. Zen czyli medytacje, tangle – bazgrolenie. Druga metoda nazywa się doodles, co możemy przetłumaczyć jako esy floresy. Ważna rzeczą w tych pracach jest powtarzalność wzorów. Jeden może być użyty kilka razy, ale w kolejnym fragmencie obrazka może już wyglądać zupełnie inaczej. Wykorzystałam czarny cienkopis, a do kolorów farby akwarelowe, które pięknie się ze sobą łączą, przenikają, dając zupełnie inny rodzaj podkładu niż na przykład akryle.

Oglądający wystawę zgodnie twierdzili, że grafiki, zarówno czarne, jak i kolorowe, to „mistrzostwo i precyzja połączone z dbałością o detale” i że nie wystarczy po prostu chwycić za cienkopis, by  je stworzyć. Wymagają przede wszystkim talentu i ogromnego nakładu pracy oraz wytrwałości. Jak powstawały?

– Jak siedzisz na wykładzie i jest nudny, to albo uśniesz, albo będziesz bazgrolił i stąd to wszystko się wzięło – wyjaśniała ze śmiechem Ewa Jóźwińska. – Muszę przyznać, że rysowałam już od kilku lat swoje bazgrołki, kiedy zobaczyłam książkę „Sztuka zentangle”. Byłam naprawdę zaskoczona, że ktoś wcześniej to wymyślił a ja tylko wyważałam otwarte drzwi. Bazgrolenie sprawia mi jednak ogromną przyjemność i tak sobie myślę, że większość z nas, kiedy ma jakiś kłopot, ima się różnych sposobów na odreagowanie. Takie mazanie naprawdę pomaga się wyciszyć. Nawet Amerykanie wymyślili, że jest to jedna z form arteterapii. Teraz już coraz mniej czasu potrzebuję na robienie grafik, niż kiedy zaczynałam, bo ręka jest wyćwiczona, inaczej pracuje.

Czy to znaczy, że pani Ewa, którą świdniczanie pamiętają na pewno z takich wystaw, jak „Owoce lockdownu” i „Marzenia senne” (z Haliną Hylczuk) oraz „Ulotność” (z Haliną Hylczuk, Bronisławą Budzyńską, Haliną Staszewską i Elżbietą Szubiczuk), prezentujących głównie większe obrazy z drzewami, wodą, liśćmi, wzorami geometrycznymi lub abstrakcją, odeszła zupełnie od swoich ulubionych „drapaków”?

– Czasami trochę się martwię, że podobrazia leżą, a ja nic nie namalowałam i nie tych farb używam, co trzeba, ale „drapaki”, czyli moje ulubione drzewa znajdują się niemal na każdej pracy graficznej. Może nie takie dosłowne jak na innych obrazach, ale są. Jestem wręcz zakochana w drzewach i kiedy spaceruję, obojętnie – wiosną, latem, jesienią czy zimą, zawsze przyglądam się konarom, myśląc, że natura robi cuda i dziwy z ich kształtami. Często przenoszę je na płótno. Teraz chodzą mi po głowie pomysły na wielkoformatowe obrazy. Widzę już nawet kolory tych abstrakcji, w których główną rolę odgrywałyby właśnie moje „drapaki”. Nie wiem czy uda się to szybko zrobić, ale cieszę się, że tworząc, mogę spełniać marzenia, przekraczać różne granice, również w sobie, a przede wszystkim realizować swoją pasję.

aw

« z 2 »

Artykuł przeczytano 1241 razy

Last modified: 4 lutego, 2023

Registration

Zapomniałeś hasło?

Zmień język »
Skip to content