niedziela, 10 listopada 2024r.

Sercem jestem świdniczanką

Autor: |

„Dzień dobry, przeglądałam Internet i znalazłam pdf. z listą piosenek konkursowych z 2022 r. Z wielką radością odczytałam, że piosenka, do której napisałam tekst, była wykonywana w konkursie Miejskiego Ośrodka Kultury w Świdniku. Chodzi o „Dziewczynę z granatem”. Urodziłam się Świdniku, czuję się świdniczanką, uczęszczałam do Przedszkola nr 3 WSK (1966-69). Moja mama przyjaźniła się z p. Urszulą Radek. Potem los rzucił moją rodzinę na Warmię i Mazury, gdzie obecnie mieszkam. Ot, taka historia. Wdzięczna za cudne dzieciństwo, pozdrawiam świdniczan i ekipę Miejskiego Ośrodka Kultury – Bożena Kraczkowska”.

Takiej okazji oczywiście nie mogliśmy przegapić. W roku, w którym nasze miasto obchodzi 70. urodziny, wszelkie wspomnienia o nim i jego mieszkańcach są szczególnie cenne i pożądane. Skontaktowaliśmy się więc z Panią Bożeną, by opowiedziała nam o latach spędzonych w Świdniku oraz o swojej twórczości.

Rozdział I. Moja podróż sentymentalna

Urodziła się Pani w Świdniku, mieszkała w bloku przy ul. Sławińskiego (obecnie Niepodległości), chodziła do przedszkola przy ul. Hotelowej. Proszę powiedzieć, jakie są Pani pierwsze, może najlepsze lub najciekawsze wspomnienia związane z miastem?

– Pierwsze wspomnienia? Jest mroźny wieczór. Siedzę na sankach, które ciągnie mama. Od zimna bolą mnie nóżki. W oddali widać łunę. Wielki pożar. Ludzie biegają, krzyczą, a ja wpatruję się w snopy iskier na czarnym niebie. Kolejne wspomnienie – miałam dyrygować przedszkolną orkiestrą. Mama uczesała mnie w kucyki, ubrała w białą bluzeczkę, plisowaną spódniczkę, białe rajstopy, nowe buciki. Czułam się w tym skrępowana, bo na co dzień biegaliśmy w fartuszkach i rajtuzach. Przed samym występem poszłam więc do łazienki i skutecznie się „uwolniłam”. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy po zapowiedzi na salę weszła dyrygentka rozczochrana, w samej bluzce, rajstopkach i bez butów. Ale orkiestra zagrała swobodnie. Pamiętam też panią Polę, naszą przedszkolną opiekunkę. Zabierała nas czasem na lotnisko, gdzie lądowały śmigłowce. Do dziś zapach trawy kojarzy mi się z tymi wyprawami. I ostatnie wspomnienie… Blisko naszego bloku rósł sad, więc z kolegami z podwórka wybraliśmy się na jabłka. Były jeszcze zielone i kwaśne. Kilka wzięliśmy do kieszeni, żeby mieć na później. Nagle pojawił się wielkolud. – A wy łobuziaki jedne! Jabłek wam się zachciało! – krzyczał. Uciekłam do bramy w moim bloku. Ta brama była dla nas bardzo ważna. Była azylem, miejscem codziennych spotkań, gier, zabaw, najlepszym schronieniem. Jak domek na drzewie, którego nigdy nie mieliśmy. Rodzice wiedzieli, że jeśli nie ma nas pod trzepakiem, to jesteśmy w bramie. Cudowne czasy! I blok, i brama istnieją do dziś, tylko nazwa ulicy się zmieniła. No i nie ma już sadu.

Z Pani wiadomości wiem, że miała Pani cudowne dzieciństwo, że czuje się Pani świdniczanką. Za czym najbardziej Pani tęskni?

– Sercem jestem świdniczanką! Mimo że mieszkałam tu krótko, to w pewnym sensie Świdnik mnie ukształtował. Tata pracował w WSK, jako inżynier konstruktor i racjonalizator. Po wyprowadzce na Mazury bardzo tęskniłam. Marzyłam, że kiedyś odbędę podróż sentymentalną, odwiedzę znajomych, odnajdę moje podwórko i bramę. Udało się to w 2014 r. Miejsko-Powiatowa Biblioteka Publiczna zorganizowała spotkanie autorskie, promujące moją książkę „Purpurowe gniazdo”. Prowadziła je pani Jadwiga Ciołek, ówczesna dyrektorka. Rozmawialiśmy o książkach, czytaliśmy wiersze. Na spotkaniu był także ówczesny wiceburmistrz pan Andrzej Radek i oczywiście „ciocia” Ula, która po spotkaniu zaprosiła nas na swoje słynne pierogi. To było fantastyczne popołudnie.

„Ciocia” Ula, jak już wiemy, to Urszula Radek, doskonale znana świdniczanom.

– Niestety, nie ma Jej już z nami… Moja mama i pani Ula przyjaźniły się od czasów szkolnych. Pamiętam wizyty u państwa Radków – fajne zabawki, pyszne obiady, wszyscy radośni. W moich dziecięcych wspomnieniach pani Ula jest łagodną, ciepłą osobą o pięknym uśmiechu. No i, jak na „ciocię” przystało, bardzo mnie rozpieszczała, co uwielbiałam. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się złościła czy mówiła podniesionym głosem. Wiem, że kiedy w lipcu 1980 r. w WSK PZL-Świdnik rozpoczęły się strajki, została członkiem Komitetu Strajkowego. Po zalegalizowaniu „Solidarności” włączyła się w organizowanie struktur związku, była członkiem Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w zakładzie. Gdy przyszedł kryzys, pomagała najuboższym. Po ogłoszeniu stanu wojennego włączyła się w akcję organizowania strajku oraz pomocy dla strajkujących. Była członkiem podziemnej Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” WSK PZL-Świdnik i współzałożycielką stowarzyszenia Komitet Pomocy SOS „Solidarność”. Myślę, że bardzo dużo zrobiła dla miasta i jego mieszkańców. Kochała Świdnik.

Czy ma Pani w Świdniku rodzinę, przyjeżdża czasami na Lubelszczyznę?

– Rodziny w Świdniku nie mam. Ta ze strony taty mieszka w okolicach Chełma i w samym Chełmie. Niestety, dzieląca nas odległość nie pozwala na częste odwiedziny. W mojej książce „Tajemnica studni babci Augusty” do gospodarstwa w Czajęcicach przyjeżdża na wakacje Heniek z Ignatowa, którego pierwowzorem był właśnie mój tata. To w Czajęcicach i Ignatowie spędzałam wakacje i w tych wsiach toczy się akcja moich przygodowych książek.

W tym roku Świdnik obchodzi 70-lecie nadania praw miejskich. Czego życzyłaby Pani miastu i jego mieszkańcom?

– Rok 2024 jest także dla mnie rokiem jubileuszowym – obchodzę 25-lecie pracy twórczej, zatem nasza rozmowa jest bardzo miłym akcentem tego jubileuszu. No i w tym roku także mija 55 lat, odkąd z rodzicami opuściłam Świdnik. Miasto bardzo się zmieniło, rozbudowało, jest piękne. Mieszkańcom i włodarzom życzę wytrwałości oraz szczęśliwego życia. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy, a ja znowu odwiedzę bramę mojego rodzinnego domu. Wszystkich serdecznie pozdrawiam z Krainy Tysiąca Jezior.

Rozdział II. Jeszcze coś „zmaluję”

W mailu wspominała Pani o piosence „Dziewczyna z granatem”, więc to od niej zacznijmy opowieść o Pani twórczości…

– Zaproszenie do współpracy przyszło wprost z produkcji serialu „Czas honoru. Powstanie”. Dużo jest pięknych pieśni i piosenek powstańczych, jednak twórcy filmu potrzebowali czegoś nowego. Napisałam więc kilka próbnych tekstów. Jedne się podobały, inne mniej. W końcu wybrano „Dziewczynę z granatem w ręce”. Muzykę skomponował Bartosz Chajdecki, a piosenkę zaśpiewała Katarzyna Sawczuk. Zaraz po tym nadeszło kolejne zaproszenie, tym razem miałam napisać tekst piosenki do serialu o Eugeniuszu Bodo. I tak powstał utwór „La Mattchiche” w wykonaniu Antoniego Królikowskiego, który zamyka czwarty odcinek tej produkcji.

Mówimy o piosenkach z seriali, ale Pani teksty śpiewają również tacy artyści, jak Maryla Rodowicz, Cezary Makiewicz, Kayah. Mało tego, z niektórymi wystąpiła Pani na scenie. Czy jest to może spełnienie marzeń małej Bożenki, która dyrygowała w przedszkolu orkiestrą a później była uczennicą szkoły muzycznej?

– Nigdy nie marzyłam o występach na scenie. Stresują mnie wystąpienia publiczne. No ale jak się powiedziało A, trzeba czasem powiedzieć B. Jednak zdecydowanie wolę pracować zdalnie, w zaciszu domowym. Z wymienionymi gwiazdami współpracuje mi się zawsze dobrze. Czasami są ciśnienia czasowe, trzeba napisać szybko, wszystko wówczas dzieje się mailami. Współpraca z Marylą Rodowicz zawsze jest ekscytująca. Jestem jej wielką fanką, więc usłyszeć swój tekst w jej interpretacji, to przeżycie nie do opisania.

Jest Pani również dziennikarką, autorką wierszy, opowiadań, książek dla dzieci i młodzieży, blogerką, animatorką kultury, zajmuje się Pani fotografią artystyczną. Które z tych zajęć jest Pani najbliższe?

– Bardzo lubię fotografować, podglądać naturę. Przygotowania do wystawy „Baletnice i tancerze, bo maki nie są jedynie kwiaty” dały mi ogromną frajdę. Po pierwsze – godziny spędzone wśród kwiatów, po drugie – odkryłam, że maki naprawdę tańczą. Praca nad tym projektem była dla mnie fantastycznie spędzonym czasem. Lubię też pisać. Czuję się wspaniale, gdy tworzę pierwszy szkic. Potem jest praca „techniczna” – rozwijanie wątków, skracanie. Autorowi zazwyczaj wydaje się, że każde przez niego napisane słowo, zdanie jest bardzo ważne. Praca dziennikarska przekonała mnie, że tak nie jest. Dlatego nie szkoda mi zbędnych słów – wycinam, wyrzucam całe fragmenty. Pilnuję tylko „melodii”, tempa. I tu przydają się uzdolnienia muzyczne.

Mój blog Malachitowy las (https://malachitowylas.blogspot.com/) jest obecnie swoistym archiwum, które pomaga mi w pracy. Trochę go zaniedbałam, ale ten wywiad na pewno w nim zamieszczę.

Czy zawodowo zrealizowała Pani już wszystkie swoje plany, zamierzenia, pasje? A może jest coś, czego chciałaby Pani jeszcze spróbować?

– Obecnie pracuję z malarką Mariolą Żylińską-Jestadt nad wznowieniem „Hipcia”. Od tej książeczki zaczęła się moja przygoda pisarska. Jej nowe wydanie będzie pewnym domknięciem mojej twórczości.

Dzieci w mailach pytają mnie, czy napiszę drugą część „Operacji Dexter”. Zaczynam o tym myśleć, ale w kolejce czekają też „Turkusowe wiśnie” – powieść dla młodzieży. Mam również materiał na trzecią autorską płytę. Dlatego myślę, że jeszcze coś „zmaluję”.

Obchodzi Pani w tym roku 25-lecie pracy twórczej. Czego możemy Pani życzyć z tej okazji?

– Koncert odbędzie się 27 września w Sali Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie. Na scenie pojawią się moi przyjaciele, osoby, którym chcę podziękować za 25-letnią, cudowną współpracę. Proszę mi życzyć zrealizowania wyżej wymienionych projektów. Chciałaby też jeszcze raz odwiedzić Świdnik. W tym mieście zostało moje dzieciństwo, mój pierwszy koncert, trzepak, dzikie sady. Mój wiersz „Zdziczały sad” może być dobrym zakończeniem naszego spotkania.

Zdziczały sad

Wczoraj taki młody, taki doskonały,
prężył się w koronach, rozpuszczał konary
i płodził owoce w jesiennej purpurze.
Rozkochiwał w sobie herbaciane róże…

A gdy mu ogrodnik gałązki przycinał
pachniał słodkim sokiem, śpiewał jak ptaszyna,
gdy gniazdo buduje i gdy z gniazd wylata…

Czemu więc tak zdziczał? Czemu się oplata
bluszczem i nabrzmiałe owoce czereśni
skrywa dziś przed światem
i smakiem nie pieści…

 

Agnieszka Wójcik-Skiba, fot. arch. prywatne B. Kraczkowskiej/J. Patajewicz, A. Hac

Artykuł przeczytano 274 razy

Last modified: 13 sierpnia, 2024

Registration

Zapomniałeś hasło?

Zmień język »
Skip to content