18 stycznia pani Emilia Kostrubała, mieszkanka Świdnika, skończyła sto lat. Swoją rocznicę obchodziła w domu, ponieważ stan zdrowia nie pozwolił jej na wyjście. Burmistrz Waldemar Jakson oraz jego zastępca Marcin Dmowski, kwiaty oraz życzenia i gratulacje dla pani Emilii przekazali na ręce jej syna, Józefa Krupy.
–Życzymy pani Emilii, aby otoczona serdecznością i miłością rodziny, cieszyła się życiem jeszcze długie lata. Ludzie starsi, niosący ze sobą ogromną historię, są bardzo potrzebni jako przekaźnik naszej tożsamości, strażnicy pamięci i podstawa każdej rodziny. Spełniają niezwykle ważną i często nadal aktywną rolę w wielu dziedzinach życia naszego społeczeństwa – podkreśla Waldemar Jakson, który przekazał dla jubilatki również list gratulacyjny od premiera Mateusza Morawieckiego.
Pani Emilia większość życia spędziła w Skierbieszowie koło Zamościa.
–Tam pracowała z rodziną na roli. Do Świdnika przeprowadziła się w 2013 roku. Tu znalazła spokój i opiekę na stare lata. Niestety, nie cieszy się już takim zdrowiem jak wcześniej, ale pamiętała o swoich urodzinach i zapraszała na nie – mówi Józef Krupa.
Droga życiowa dostojnej jubilatki nie była łatwa, a jej losy zostały wyznaczone przez wojnę i właśnie z tego okresu pozostało najwięcej wspomnień. Jako dwudziestolatka, w listopadzie 1942 r. została wysiedlona z domu w Skierbieszowie i trafiła wraz z rodziną do obozu przejściowego w Zamościu.
„Zostałam wysiedlona ja, mama, tato i siostra z dzieckiem. W obozie w Zamościu przebywaliśmy w baraku nr 10. Siostrę od razu od nas oddzielili. Jej dziecko miało wówczas 10 miesięcy i zmarło z przeziębienia już tydzień później. Siostra zaniosła je do trupiarni. Mówiła, że gdy tylko położyła je na jakiejś desce, zaraz pojawiły się wszy. Było tam dużo trupów, bo cały czas ktoś umierał. 12 grudnia 1942 roku zostaliśmy przewiezieni do Oświęcimia. Wieźli nas parę dni. W Oświęcimiu nas podzielili. Kobiety osobno, mężczyźni osobno. Toboły musieliśmy zostawić na placu. Ojciec pożegnał się z nami i już z mamą nigdy więcej go nie widziałyśmy”* – wspominała w 1998 roku pani Emila.
– Wtedy mama coś jeszcze opowiadała. Dziś już niewiele mówi. Z dokumentów wiem, że trafiła na jakiś czas do bloku 25, czyli baraku śmierci. Tam dawano jej jakieś tabletki i zastrzyki. Wspominała, że dostała po tym owrzodzenia ciała, okropnego bólu głowy i czekała już tylko na koniec tej męki, czyli śmierć. Wcześniej w tym bloku zmarła jej matka – relacjonuje Józef Krupa.
W rodzinne strony pani Emilia wróciław sierpniu 1945 roku.
„Tu z gospodarstwa nic nie zostało, wszystko było spalone. Wówczas poszłam do urzędującego już wójta, żeby dał mi jakiś kąt, abym mogła tam zamieszkać. Tymczasem on na mnie nakrzyczał i powiedział: – Co ja mam ci dom odbudowywać, jak ci go Niemcy spalili…”* – opowiadała jubilatka.
– Mama mieszkała przez jakiś czas w specjalnym domu pomocy dla osób, które wróciły z wysiedlenia i obozów. Później wyszła za mąż za mojego tatę, ale zmarł jak miałem jedenaście miesięcy. Niedługo po tym znów wyszła za mąż i przez wiele lat pracowała na roli – opowiada syn.
Wreszcie pani Emilia zamieszkała w Świdniku. Tu odwiedza ją pięcioro wnucząt i sześcioro prawnucząt.
Życzymy pani Emilii samych pogodnych dni, zdrowia, rodzinnego ciepła i jak najwięcej odwiedzin wnuków oraz prawnuków.
mj, fot. archiwum rodzinne E. Kostrubały
* Przytoczone fragmenty wspomnień Emilii Kostrubały zostały zebrane i zapisane przez Marcina Bartonia, pod kierunkiem Mirosława Celińskiego, w ramach projektu „Wysiedlenie Skierbieszowa”. Realizacja hitlerowskiego Generalnego Planu Wschodniego. Martyrologia Zamojszczyzny. Źródło: http://uczycsiezhistorii.pl/
Artykuł przeczytano 2154 razy
Last modified: 19 stycznia, 2022