Dawniej szyli buty, dziś specjalizują się głównie w ich naprawie. Choć wydawałoby się, że wraz z rozwojem rynku, zawód szewca przestał być potrzebny, on przechodzi swój renesans, zmieniając nieco wizerunek. O nowoczesnym podejściu do tej profesji, opowiada Konrad Żurawski, właściciel zakładu szewsko-kaletniczego „Dobry Szewc”, mieszczącego się na pierwszym piętrze w Galerii Venus.
– Gdzie nauczył się Pan fachu?
– Od najmłodszych lat pomagałem u dziadka w zakładzie, w Lublinie. Nauczył mnie wszystkiego. Z początku wykonywałem proste prace, później zacząłem dorabiać w wakacje. Tata nie kontynuował tej tradycji. Ja zresztą też wróciłem do niej dopiero po latach.
– Dostrzega Pan różnicę pomiędzy tym, jak dawniej pracował szewc a jak teraz?
– Szewc kojarzył się ze starszym człowiekiem, stukającym młotkiem w kopyto, najczęściej w jakiejś piwnicy. U dziadka również tak to trochę wyglądało. Teraz osoba pracująca w tym zawodzie, dysponuje nowoczesną technologią i maszynami, na przykład kombajnami szewskimi. Dzięki nim, jest w stanie więcej zrobić. Kiedyś trudniej było także z dostępem do materiałów czy kleju. Dziś, jeśli tylko się chce, można znaleźć coś naprawdę z najwyższej półki. Ja, na przykład, używam włoskich, bardzo dobrych materiałów, które są estetyczne, a przy tym odporne na ścieranie.
– Jak wspomina Pan naukę?
– Nie skończyłem szkoły szewskiej. Wybrałem nauki polityczne na UMCS. Przez parę lat pracowałem „w zawodzie”, ale chodziło za mną, żeby otworzyć coś własnego. Może trochę z sentymentu, zacząłem myśleć, żeby wrócić do szewstwa. Zatrudniłem się w „sieciówce” jako menadżer, gdzie zajmowałem się także robieniem butów. Po trzech latach stwierdziłem, że spróbuję i otworzę zakład. Ludzie chodzą w coraz droższych butach, zwracają uwagę na jakość i estetykę wykonania. Obserwując rynek, doszedłem do wniosku, że wciąż jest zapotrzebowanie na szewców.
– Kupujemy dużo, choć chcemy wydać przy tym jak najmniej pieniędzy.
– Jeśli ktoś kupi buty za 20 zł, nie zainwestuje w ich naprawę. Ale, jak wspominałem, ludzie coraz bardziej patrzą na jakość produktu. Społeczeństwo zaczyna się bogacić i coraz więcej osób pozwala sobie na skórzane obuwie. To zupełnie inny komfort chodzenia. Noga oddycha, nie poci się, człowiek czuje się po prostu wygodnie. Jeśli ktoś zainwestuje w lepszą parę, będzie mu zależało, aby jak najdłużej się nią cieszyć. Kiedy się zepsuje, wystarczy drobna naprawa niewielkim kosztem i buty wyglądają jak nowe.
– Czyli, wbrew pozorom, mamy złotą erę dla szewców?
– Przed naszą rozmową przeglądałem statystyki. Według nich najgorszy okres przypadł około 2000 roku. Wówczas zainteresowanie usługami bardzo spadło, zamknięto wiele zakładów. Dopiero 8 lat później powstało ich więcej, niż zamknięto. Rynek się odradza.
– Swoją wiedzę i umiejętności doskonalił Pan pod okiem dziadka. Czy w Pana lokalu także znajdzie się uczeń?
– Na brak klientów nie narzekam, więc potrzebuję pomocnika. Wywiesiłem nawet ogłoszenie, ale trudno jest znaleźć osobę z doświadczeniem. Zgłaszają się starsi panowie, którzy skończyli szkołę i znają ten fach, ale zdrowie nie pozwala im na dłuższą pracę, albo nieco młodsi, niestety bez praktyki. Jeśli jednak ktoś ma chęci i zdolności manualne, to zapraszam. Wszystkiego można się nauczyć.
– Jaki powinien być szewc?
– Przede wszystkim, trzeba być cierpliwym i rozumieć potrzeby ludzi. Jest dużo osób z chorobami stóp, deformacjami czy po operacjach. U dzieci często pojawia się problem różnej wysokości nóżek, więc potrzebują butów ortopedycznych. Trzeba dostosować je do ich potrzeb, co chyba jest nawet trudniejsze, niż szycie od początku. Ostatnio przerabiałem obuwie dla osoby z 4,5 cm różnicą wysokości. To nie lada sztuka, ale udało się. Dostaję również sporo pytań na temat szycia na zamówienie. Myślę o tym. Zobaczę, jak to się rozwinie.
– Z czym jeszcze możemy się do Pana zgłosić?
– Najczęściej wymieniam fleki, ale oferuję pełen zakres usług. Zimą popularne jest dorabianie zelówek antypoślizgowych. To fajna sprawa, bo większość butów ma śliskie spody. Rozciągam też obuwie. Mogę zrobić to w szerokości, w cholewce, w śródstopiu, podbiciu lub wszystko naraz. Wymieniam zamki w butach i torebkach, wstawiam nowe uszy, kleję, szyję łatki.
– Naprawia Pan też buty pogryzione przez psy?
– To nietypowe zlecenie, ale coraz częstsze. Widocznie klienci przekazują sobie, że podejmuję się takich wyzwań. Staram się ratować nawet najgorzej wyglądające przypadki. Często słyszę od klientów, że nie każdy szewc chce podjąć się takiej naprawy. Ja zwykle to robię. Nie mogę obiecać, że będę w stanie wykonać wszystko, bo nie chcę być gołosłowny, ale w 99% myślę, że tak.
– Dlaczego otworzył Pan zakład w galerii handlowej? To dość nietypowe miejsce na takie usługi.
– Chciałem wyjść naprzeciw mieszkańcom, bo teraz usługi przenoszą się do galerii. Każdy jest zaganiany, brak mu czasu, więc chciałby załatwić wszystko w jednym miejscu. Zrobić zakupy, pójść do fryzjera, oddać odzież do pralni, no i buty do szewca. Galeria to umożliwia. Dodatkowo, jest dłużej otwarta. Każdy może załatwić sprawę po pracy, bo wie, że zdąży.
– „Dobry szewc” to nie tylko zakład. Prowadzi Pan też sklep.
– Mam dużo akcesoriów. Nie wszyscy wiedzą, że kupując nowe buty, warto je od razu zaimpregnować. Mam takie środki, ale też pasty o szerokiej gamie kolorów. Warto zainwestować 10, 15 zł, bo dzięki temu skóra na butach nie pęka, łatwiej ją też oczyścić, na przykład z błota. To profesjonalne środki polskiej firmy. Każdy osobiście przetestowałem i gwarantuję, że działają.
– Czy szewc bez butów chodzi?
– Już kilka razy słyszałem to pytanie. Zwykle mówię, że chodzę w butach, ale mogę dla Pani przekląć. To taka humorystyczna odpowiedź, którą kiedyś sobie wymyśliłem.
Artykuł przeczytano 2271 razy
Last modified: 22 lutego, 2019