poniedziałek, 14 października 2024r.

Na ratunek kociej rodzinie

Autor: |

W Świdniku żyje około dwustu wolnobytujących kotów. Oznacza to, że choć nie mają domów i właścicieli, znajdują się pod opieką kochających wolontariuszy, którzy dbają o to, by zawsze miały co jeść i pić.

Możemy na nie trafić w opuszczonych budynkach, piwnicach, na działkach czy po prostu na podwórku osiedlowym. Koci mieszkańcy Świdnika od wielu lat stanowią ważną część miejskiego krajobrazu. Są bardzo pożyteczni. Dzięki ich obecności, znikają problemy z zagnieżdżaniem się szczurów, których są naturalnymi wrogami.

– Obowiązuje nas ustawa o ochronie zwierząt. Oznacza to, że jako Urząd Miasta rezerwujemy środki w budżecie na utrzymanie tych stworzeń. Prowadzimy akcje sterylizacji i kastracji, kupujemy pożywienie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, finansujemy leczenie. Współpracujemy z wolontariuszami oraz gabinetami weterynaryjnymi – wyjaśnia Ilona Kozieł, podinspektor ds. ochrony środowiska w UM.

Zdarza się, że koty wolnobytujące chorują. Wówczas, tak, jak w przypadku domowych pupili, są przekazywane pod opiekę lekarzy weterynarii.

– Każdy wolontariusz, który opiekuje się kotami, może przyjść do nas, by uzyskać zgodę na leczenie bądź kastrację zwierzaka. Zostanie skierowany do jednego z gabinetów. Weterynarz wykona potrzebny zabieg lub operację, zajmie się problemami skórnymi i stomatologicznymi, które często dotykają koty wolnobytujące – tłumaczy I. Kozieł.

W ostatnim czasie do gabinetu weterynaryjnego „Pchełka”, trafiła matka i cztery kocięta. Wolontariuszka, która opiekowała się miotem, przyniosła nowo narodzone zwierzęta na rutynowe badania, a ich mamę na zabieg sterylizacji. Niestety, podczas wizyty okazało się, że kotka jest nosicielem wirusa FeLV, czyli kociej białaczki.

– Wykonaliśmy u niej test w kierunku chorób zakaźnych FeLV/FIV. W jednym przypadku otrzymaliśmy dodatni wynik – opowiada Agnieszka Woś, lekarz weterynarii z „Pchełki”. – Białaczka kotów jest retrowirusem. Może powodować immunosupresje, niedokrwistość i chłoniaki. Kocięta także mogły zostać zarażone, ssąc mleko matki, u której wirus mógł znajdować się w gruczole mlekowym. Zakażone koty, z dodatnim wynikiem testów, mogą zwalczyć wiremię po kilku tygodniach lub miesiącach. Dlatego u zdrowych, dodatnich zwierzaków należy powtórzyć badanie za około 16 tygodni. Musimy upewnić się, czy te urocze kocięta są chore, czy nie. Nie chcemy, żeby spędziły całe dzieciństwo w szpitalnej klatce. Zależy nam, aby znalazły bezpieczne domy. Chcemy mieć pewność co do ich stanu zdrowia. To ważne, jeśli mają zamieszkać w miejscu, gdzie rezyduje zdrowy kot.

Zwierzęta z kocią białaczką nie wymagają specjalnego traktowania. Ważne jest, by być w stałym kontakcie z weterynarzem i wykonywać badania kliniczne co 6, 12 miesięcy. W walce z chorobą może też pomóc odpowiednia pielęgnacja i życie pozbawione stresu.

– I odpowiedź na pytanie, które na pewno nasunie się wielu osobom: człowiek nie może zarazić się tą chorobą – uspokaja weterynarz.

Ze względu na stan zdrowia miotu, urzędnicy oraz jego opiekunka stanęli przed dylematem, co z nim zrobić. Zwierzęta nie mogą mieszkać na dworze, tak jak do tej pory. Potrzebują domu i człowieka, który otoczy je miłością i troskliwą opieką. Rozpoczęło się szukanie nowego miejsca dla kociaków i ich mamy.

– Apelujemy o domy dla tych kotków. Szukamy pojedynczych miejsc, nie wspólnego dla całej rodzinki, ponieważ młode są już samodzielne. Jeśli nie uda się ich znaleźć do połowy lipca, zostaną uśpione – mówi pani Ilona.

– Kociaki są rozkosznymi, puchatymi kuleczkami – chwali pani Agnieszka. – Niczym nie różnią się od innych, biegają i psocą jak każdy mruczek. Nie wykazują żadnych objawów choroby. Ich matka miała wykonany test ze względu na znacznie wysunięte trzecie powieki. Jest nosicielem bezobjawowym i również szuka domu.

af

Artykuł przeczytano 5120 razy

Last modified: 9 lipca, 2019

Registration

Zapomniałeś hasło?

Zmień język »
Skip to content